poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 67

                     ~Oczami Harr'ego~

    Tak bardzo za nią tęsknię,minęło dosłownie parę godzin od naszego rozstania,ale ja czuję jakby upłynął jakiś rok.Jestem wielkim szczęściarzem,że ją mam.Gdyby nie Laura nie wiem co by się ze mną działo.Tak bardzo ją kocham.Brakuje nam tylko jednego do pełnego szczęścia,a mianowicie dziecka.Tak bardzo chciałbym mieć małą córeczkę.Zabierałbym ją na koncerty i zaprowadzał do przedszkola.Być może moje marzenie się spełni.Zobaczymy za rok.
-Harry,wszystko Ok.-usłyszałem głos za sobą.Podniosłem wzrok,a nade mną stał Lou.

-Myślisz,że jak wrócimy to będzie jak dawniej?-usiadł obok i zmarszczył brwi.Najwyraźniej nie wiedział co mam na myśli.-Będą nas kochać,tak samo jak teraz?-moje oczy się zaszkliły.
-Stary-poklepał mnie po ramieniu-Myślę,że tak.Miłość od tak nie mija.-brunet był bardzo pewny swoich słów.
-Obyś miał rację.-oparłem się o okno i wpatrywałem w chmury,myśląc o ukochanej.

                  ~Oczami Laury~

Tak dobrze mi się spało,ale niestety nie było mi dane ciągle się wylegiwać.Poranne słońce padało przez okna prosto na moją białą jak prześcieradło,twarz.Obróciłam się,ale ku mojemu zdziwieniu nigdzie nie było Austina.Zerwałam się na równe nogi,ubrałam bluzkę i leginsy,uczesałam w luźnego koka i zeszłam na dół.Z daleka wyczułam piękny zapach grzanek.Schowałam się za ścianą i obserwowałam przyjaciela.Był tak pochłonięty pracą,że nawet nie zauważył kiedy usiadłam na blacie.Dopiero jak krzyknęłam na całą kuchnię-Dzień doby-podskoczył i złapał się za klatkę piersiową.Chciało mi się z niego śmiać,ale zamiast go  wyśmiewać  ułożyłam usta w dzióbek i czekałam cierpliwe,aż w końcu się ze mną przywita.Po jakimś czasie podszedł do mnie,delikatnie cmoknął i zdjął z siedliska.Pod nosem postawił mi posiłek i czekał aż skosztuję.
-Jak się spało?-nic nie odpowiedziałam.Sama nie wiedziałam co powiedzieć,bo w sumie w ogóle nie byłam wypoczęta,ale wiedziałam,że jak mu to powiem będzie truł mi przez cały dzień,abym się zdrzemnęła.-Laura?
-Yhym...
-Może wyskoczymy dziś do muzeum,czy coś?-trochę mnie tym zaskoczył.Prawdę mówiąc trochę dziwnie się poczułam,bo w końcu wczoraj wyjechał mój chłopak,a on proponuje mi jakiś wypad.
-Czemu nie.-uśmiechnęłam się sztucznie.Ugryzłam kawałek i nawet nie wiem kiedy znalazłam się w łazience.Pochylałam się  nad umywalką i co chwilę wymiotowałam.Nie wiem co się ze mną dzieje.Przecież nie mogłam się niczym  zatruć.A może nie byłam zbyt ostrożna.Oparłam się o toaletkę i przemyłam twarz zimną wodą.Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.Wyglądałam jak żywy trup.Bledsza niż ściana,oczy podkrążone i o samopoczuciu już nie wspomnę.Mój żołądek dosłownie ześwirował.Nie mogłam nic zjeść,bo od razu mój organizm to odrzucał. Aus cały zdyszany i mokry wbiegł do łazienki i mocno mnie przytulił.
-Uwaga!-mało brakowało,a zwymiotowałabym na jego koszulkę.Otarłam usta ręcznikiem i zamknęłam oczy.
-Jedziemy do szpitala!-skitował.
-Wyluzuj to na pewno jakaś przeklęta grypa.-chciałam go odwieść od tego głupiego pomysłu,ale nawet nie chciał słuchać.Pobiegł do mojego pokoju i schował parę rzeczy.Zarzucił mi przez ramię płaszczyk i zaprowadził do samochodu.Miałam wrażenie,że zaraz wypluję płuca.Wszystko podchodziło mi do gardła.Ledwo wytrzymałam w aucie.

 ~*~
Leżałam na łóżku szpitalnym i czekałam na doktora Gildeona Montrose.To bardzo miły facet i bardzo chciałam,żeby w końcu przyszedł i powiedział co mi jest. Czas mi się strasznie dłużył.Zmęczona,tępo wpatrywałam się w sufit.Wysztko było takie smtęne i nudne.Nigdy nie chciałabym przebywać w tym  pomieszczeniu więcej niż trzy dni.Zanudziłabym się tu na śmierć.Zastanawiało mnie co w tej chwili robi Harry.Zapewne ma koncert,albo wywiad,ewentualnie odsypia.Biedactwo nie ma nawet chwili wytchnienia.Tak bym chciała się teraz do niego przytulić i nigdy nie puścić.W pewnym momencie do sali wszedł Gildeon,a za nim Austin i Alex?-O boże co ona tu robi?-pomyślałam.Nie chciałam,żeby ktoś wiedział o moich dolegliwościach,ale zważając na to,że Al jest moją przyjaciółką cieszyłam się z jej przyjścia.Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie słabo i opadła na krzesło.Brunet ledwo stał na nagach,a doktor uśmiechał się najszerzej jak tylko umiał.Nie mogłam wytrzymać.Musiałam dowiedzieć się,dlaczego moi przyjaciele są tak przybici.
-I?-podniosłam się na łokciach,ale szybko tego pożałowałam,bo zakręciło mi się w głowie.Wściekła opadłam na poduszkę.
-Jakby to powiedzieć...-ciągnął Montrose-Będzie pani miała małą pociechę.-nie wierzyłam własnym uszom.Jakim cudem do tego doszło.Przecież razem z Haroldem się zabezpieczaliśmy.Byliśmy bardzo ostrożni.To nie mogła być prawda.Poczułam jak po moim policzku spływają pojedyncze łzy.
-To niemożliwe.Coś wam się pomyliło.Zróbcie jeszcze raz badania!-byłam tak rozkojarzona,że ledwo wykrztusiłam z siebie jakiekolwiek słowa.Brunetka podeszła do mnie i czule przytuliła.Wbiłam się w jej obojczyk i płakałam jak małe dziecko.
-Badania są wykonane prawidłowo.Płód jest w drugim miesiącu ciąży.-poklepał mnie po ramieniu i ruszył w stronę drzwi.
-Ale to jest po prostu nie możliwe-chlipnęłam.
Byłam cała roztrzęsiona.Przecież to jakiś obłęd.Jestem w jakimś pieprzonym śnie i jak tylko pstryknę palcami to  się obudzę.
Wszystko będzie jak dawniej.
Doktor tylko złożył dłonie i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
-Proszę o nią dbać-zwrócił się do Aus’a.-Niech je dużo witamin i odpoczywa.Co miesiąc ma wizyty.Powinna być na każdej i w razie,gdyby coś się działo,proszę natychmiast się ze mną skontaktować.-Mohone,posłusznie pokiwał głową i spojrzał na mnie.Gildeon wyszedł,a mnie ogarnęła taka wściekłość,że miałam ochotę wszystkich pozabijać.
-Trzeba zadzwonić do Styles’a.-wymamrotała Alex,całując mnie w czubek głowy.
-Nie...Proszę nic mu nie mówcie.-błagałam.Oni tylko spuścili głowy i przez jakiś czas panowała niezręczna cisza.
-Ale przecież i tak się kiedyś dowie.-skitował brunet,podchodząc do mojego łóżka.Nie wiedziałam co powiedzieć.Mieli rację,ale ja nie chciałam,żeby loczek dowiedział się o ciąży.To by go zrujnowało.Prasa huczałaby na prawo i lewo.Nie miałby spokoju,a jego kariera rozpadłaby się na milion kawałeczków.Nie mogłam mu tego zrobić,za bardzo go kocham.
-Nie dowie się...Nigdy-po moim policzku spłynęła gorąca ciecz.
-To się nie uda.
-Błagam was.Nie mówcie nikomu,w swoim czasie sama wyznam mu prawdę,ale jeszcze nie teraz.-cały czas płakałam.Tak bardzo chciałam,żeby to był tylko sen,ale niestety to pierdolona rzeczywistość.
-Dobrze.-zgodzili się.Z jednej strony wiedziałam,że źle robię.
Przecież Harold miał prawo wiedzieć,że zostanie tatą,ale to było tylko dla jego dobra.Chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju.Całe szczęście doktor wypisał mnie jeszcze tego samego dnia,tym samym spełniając moje życzenie.Wciąż nie mogę uwierzyć,że zostanę mamą.To takie dziwne uczucie,a za razem takie miłe i przyjemne.Nie sądziłam,że zaciążę w tak młodym wieku,ale co się stało już się nie odstanie.
~*~
We trójkę weszliśmy do domu i rozebraliśmy się w korytarzu.Alex wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła na górę,a Aus został na dole i coś pichcił.Na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze.Przebrałam się w piżamę i położyłam pod cieplutką kołdrą.Przyjaciółka usiadła obok i trzymała moją dłoń.Jest już w czwartym miesiącu,a wcale po niej tego nie widać.Nawet małego zaokrąglenia,nic.
-No to teraz nie jestem sama.-uśmiechnęła się szeroko,na co jej odpowiedziałam tym samym.Nie miałam bladego pojęcia co powiedzieć.Przecież nadal nie przyjęłam do wiadomości,że za siedem miesięcy urodzę dziecko.
-Na to wygląda.-poklepałam miejsce obok siebie,a Al położyła się obok mnie.Wpatrywałyśmy się w beżowy sufit i nie odzywałyśmy się przez jakiś czas.-Jak to jest?-wypaliłam nagle.
-To niesamowite...Wiesz,że za jakiś czas nie będzie was dwoje,a troje.Tego nie da się określić słowami.-mówiła to z taką ekscytacją.Zawsze była taka radosna i pełna życia.-Dlaczego nie chcesz powiedzieć Hazz’ie?
-Nie chcę,żeby się tym zadręczał...Teraz ma ważniejsze sprawy na głowie.-spojrzałam na brunetkę i przez chwilę miałam wrażenie,że jest zła.
-Daj spokój,na pewno się ucieszy.-próbowała mnie przekonać,ale daremnie.Nie zmienię zdania.
-Jak będę gotowa to sama mu powiem,ale musi minąć trochę czasu...Błagam nie sypnij mnie.-podniosłam się na łokciach i wpatrywałam w śliczną twarz Al.
-Słowo honoru.-położyła dłoń na piersi i głośno się zaśmiała.
Z powrotem opadłam na poduszkę i wlepiłam wzrok na zdjęcie moje i Harr’ego.Dokładnie rok temu było zrobione.Tak bardzo mi go brakuję.Moje powieki stały się ciężkie i po jakimś czasie odpłynęłam.Miałam bardzo przyjemny sen.

 ‘Siedzę w domu i oglądam telewizję.Słyszę jakieś głosy,ale nie bardzo mnie interesują.W pewnej chwili po schodach schodzi Harry,a jego rękę podtrzymuje mały chłopczyk.Jest prześliczny.Ma takie same czarujące,zielone oczy jak loczek i prze słodziutkie dołeczki w policzkach.Oboje uśmiechają się do mnie i siadają na podłodze.Wołają mnie do siebie.Powoli dosiadam się do nich i razem z ukochanym i maluszkiem bawimy się i śmiejemy.
-Mamo! A tata powiedział,że kupicie mi pieska.Czy to prawda?-nazwał mnie mamą.To znaczy,że to nasz synek.
-Tak kochanie.Kupimy ci najsłodszego pieska jaki chodzi po tej ziemi.-ucałowałam go w czółko.Harry zbliżył się do mnie i złożył na moich ustach słodki pocałunek.’
Poczułam,że ktoś głaszcze mnie po ramieniu.Mozolnie otworzyłam oczy.Przede mną stał Austin.Był bardzo wesoły i wyluzowany.
Rozciągnęłam się i głośno ziewnęłam.Powoli wstałam i podeszłam do okna.Było już ciemno.To oznacza, że spałam ładnych parę godzin.Pogoda w Londynie zmieniła się nie do poznania.Cały czas padał deszcz i wiał wiatr.
-Chodź,zjesz coś-chłopak pociągnął mnie za ramię i wziął na ręce.
-Jestem w ciąży,ale chodzić jeszcze umiem!-wydarłam się.-Przepraszam,to te hormony.
-Nie szkodzi.-uśmiechnął się,ale wciąż trzymał mnie w ramionach.
Powoli zszedł na dół,gdzie czekała na nas Al z posiłkiem.Brunet posadził mnie na krześle,a sam usadowił się na przeciw mnie.Zrobili mi kanapki z ogórkiem,pomidorem i sałatą.Brałam małe gryzy i dokładnie wszystko przeżuwałam.O dziwo nie chciało mi się wymiotować.Poczułam wibracje w kieszeni moich spodenek.
Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.Głośno przełknęłam kanapkę i zesztywniałam.To był esemes od Hazzy. Drżącym palcem przejechałam po wyświetlaczu i przeczytałam na głos.
’Hej kochanie! Co u ciebie?Ja za godzinę mam koncert.Bardzo za tobą tęsknie.Kocham.Harry.xoxo’
-Odpiszesz mu?- spojrzałam  spode łba na przyjaciółkę.Powoli wystukałam na klawiaturze wiadomość. ’Hej skarbie!U mnie jak zawsze.Wszytko Ok.Ja też za tobą tęsknię i to bardzo.Kocham.
Twoja na zawsze :Laura.xo’.Wysłałam i błyskawicznie wyłączyłam telefon.Ledwo łapałam oddech.Serce kuło mnie jak nigdy,a moi przyjaciele patrzyli na mnie ze współczuciem.W ciszy dokończyłam posiłek i pobiegłam na górę.Usiadłam na parapecie,chwyciłam mojego iPada i włączyłam Story of My Life.To najnowsza piosenka chłopców i za każdym razem gdy ją słyszę,płaczę.Tak było też teraz.Wpatrywałam się w widoki za oknem i płakałam jak opętana.


 _____________________
Hey...I jak rozdział.? Nie jest taki fajny,ale bynajmniej jest.Miałam małe problemy z napisaniem go..:3 heh..

1 komentarz: